Tradycja - rzecz święta.
To nasze korzenie, szacunek dla przodków i ich dokonań, kopalnia historycznej
wiedzy i świadectwo kulturowej wrażliwości. Pielęgnowanie wytworzonych przez
wieki obrzędów, tradycji, obyczajów i zwyczajów łowieckich to dowód, że polowanie
- tysiąc lat temu i dziś - to więcej, niż zdobywanie mięsa i skór. Więcej, niż
sposób ochrony przyrody, czy miła forma relaksu.
Kolejność rozdziałów wynika z chronologii pierwszego w łowieckiej
karierze sezonu myśliwskiego. Przewodnik otwiera zatem Ślubowanie myśliwskie,
które w Polsce adept łowiectwa składa najczęściej latem, przy okazji polowań na
kaczki. Jesień to przypadające 3. listopada Polowanie Hubertowskie i legenda
św. Huberta, patrona myśliwych. Zima to obyczajowość polowań zbiorowych, koronacja
Króla Polowania, być może pierwszy w życiu strzelony dzik - zatem i Pasowanie
Myśliwskie. Także wyjątkowy klimat Polowania Wigilijnego. Wiosna daje pokój
kniei. Czas podsumowań i obrachunków. To wiosną obradują specjalne komisje,
oceniające Trofea łowieckie, zdobyte w trakcie zakończonego myśliwskiego
sezonu.
Przewodnik adresowany jest do myśliwych młodych łowieckim stażem.
Przede wszystkim do słuchaczy kursów dla nowo wstępujących do Polskiego Związku
Łowieckiego. Zawiera opis i rodowód jedynie podstawowych, elementarnych
tradycji, obrzędów i zwyczajów łowieckich, tworzących ceremoniał i etykietę
łowów. Spełni również swoją rolę, jeśli Internaucie nie związanemu z łowiectwem
zasugeruje, że myśliwi, w swej większości, nie są bezdusznymi eksterminatorami
dzikich zwierząt.
Ślubowanie myśliwskie
Ślubowanie to pierwsza tradycyjna ceremonia, w której uczestniczy
myśliwy po uzyskaniu członkostwa Polskiego Związku Łowieckiego. Akt ślubowania
myśliwskiego można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach : obrzędu myśliwskiego i
formalnego obowiązku. Skupmy się na sferze obrzędowej.
Ślubowanie wprowadza adepta łowiectwa w krainę myśliwskich
tradycji. Dla młodego myśliwego jest to, po prostu, wielkie święto. Powinno
mieć zatem możliwie najbardziej uroczystą oprawę i przebieg. W praktyce
organizowane jest w czasie walnych zgromadzeń kół łowieckich, w trakcie odprawy
myśliwych przed polowaniem zbiorowym lub - bardziej uroczyście - w trakcie
sesji okręgowych rad łowieckich lub uroczystości okręgowej rangi,
organizowanych specjalnie po to, by przyjąć ślubowanie od nowo wstępujących do
Polskiego Związku Łowieckiego.
Jak przebiega ? Składający ślubowanie, lub ich większa grupa,
występuje przed szereg myśliwych. Klęka na lewym kolanie. Zdejmuje nakrycie głowy.
Wraz z nim odkrywają głowy wszyscy uczestnicy uroczystości. Jeśli ślubowanie
odbywa się w terenie - ślubujący trzyma w ręce broń, stopką kolby opartą o
ziemię. Za ślubującym staje opiekun niedawnego stażysty. Kładzie swą prawą dłoń
na ramieniu podopiecznego. Jeśli uroczystość odbywa się na szczeblu koła
łowieckiego ślubowanie przyjmuje prowadzący polowanie lub prezes albo łowczy
koła. Jeśli jest to uroczystość okręgowej rangi - prezes okręgowej rady
łowieckiej lub okręgowy łowczy. Przyjmujący ślubowanie cytuje rotę ślubowania,
powtarzaną za nim przez ślubującego. Tekst ślubowania brzmi następująco :
"Przystępując do grona polskich myśliwych ślubuję uroczyście
przestrzegać sumiennie praw łowieckich,
postępować zgodnie z zasadami etyki łowieckiej,
zachowywać tradycje polskiego łowiectwa,
chronić przyrodę ojczystą,
dbać o dobre imię łowiectwa i godność polskiego myśliwego."
Po wygłoszeniu roty ślubowania adept łowiectwa wstaje, zaś
przyjmujący ślubowanie ogłasza przyjęcie ślubowania słowami :
"Na chwałę polskiego łowiectwa, bądź prawym myśliwym, niech
ci Bór darzy."
Pozostałe osoby, uczestniczące w uroczystości, powtarzają
"Darz Bór". Sygnalista - organizatorzy powinni zadbać o jego udział -
gra sygnał "Darz Bór". Gdy sygnał wybrzmi można nałożyć nakrycie
głowy.
Teraz przychodzi kolej składania gratulacji. Miło jest, gdy ślubujący w kilku
słowach podziękuje swemu opiekunowi i wszystkim myśliwym za trud łowieckiej
edukacji. I jeszcze uwaga na temat stroju : Jeśli uroczystość
odbywa się w terenie, przed polowaniem, sprawa jest prosta - wszyscy mają na
sobie ubrania myśliwskie. Jeżeli jednak ślubowanie zorganizowano pod dachem -
wszystkich obowiązuje strój uroczysty. Najlepiej, jeśli jest to regulaminowy
galowy mundur myśliwski. Jeśli ktoś go nie ma - stawia się w garniturze.
Dżinsy, koszule polo czy sportowe buty są wysoce nie na miejscu.
Tyle tradycja. Jaki jest formalny wymiar ślubowania myśliwskiego ?
Żaden. Przepisy łowieckie - ustawa o prawie łowieckim, czy statut PZŁ - o
ślubowaniu milczą. W sensie formalnym złożenie ślubowania nie jest warunkiem
koniecznym wykonywania polowania. Jednak ślubowanie myśliwskie to wydarzenie
ogromnej wagi. Przecież żadna ustawa sejmowa, rozporządzenie ministra czy
uchwała jakiegokolwiek gremium nie nakłada obowiązku bycia honorowym
człowiekiem. A jednak honor jest wartością nieoszacowaną. Zawartą nie w
przepisach prawa, lecz w kanonach moralności człowieka. Jeśli uznamy, że prawo
spisane, w tym przypadku sejmowa ustawa o prawie łowieckim, to tylko minimum
porządku prawnego, wyodrębnione z obszerniejszej moralności myśliwego, to akt
ślubowania łowieckiego, pominięty w przepisach, staje się podstawowym
wyznacznikiem naszego uczestnictwa w łowiectwie. Bo właśnie w tym momencie,
podczas ślubowania, nowo przyjęty członek Polskiego Związku Łowieckiego
uroczyście i publicznie ślubuje, czyli ręczy swoim honorem, że z własnej woli
przyjmuje na swoje barki określone obowiązki i z własnej woli zobowiązuje się
do przestrzegania określonych zasad. Prawo do decydowania o życiu lub śmierci
zwierzyny to wielki przywilej. Nie dziwi zatem, że powierzenie tego prawa
myśliwemu poprzedzone jest tym, iż myśliwy poręcza swoim honorem, że
przestrzegać będzie kanonów, według których przywilej ten jest realizowany.
Wszystko to sprawia, że ślubowanie musi być pierwszym elementem
działalności łowieckiej młodego myśliwego. To niedopuszczalne, aby myśliwy - po
wręczeniu mu legitymacji PZŁ i pozwolenia na broń - strzelał na polowaniu nie
złożywszy najpierw ślubowania. Zdarzają się, niestety, przypadki, w których
organizatorzy polowania odkładają obrzęd ślubowania na koniec łowów. Zazwyczaj
tłumaczą to zniecierpliwieniem innych myśliwych, oczekujących jak najszybszego
rozpoczęcia polowania. Profanacja ! Obrzęd ślubowania zabiera kilka minut. Tak
małe opóźnienie nie ma znaczenia dla praktycznej strony łowów. W szanujących
tradycje kołach łowieckich akt ślubowania odbywa się zawsze przed polowaniem, a
nie po polowaniu.
Chrzest myśliwski
Chrzest myśliwski to jeden z najstarszych obrzędów łowieckich.
Ceremonia ta oznacza przyjęcie młodego myśliwego do grona prawdziwych łowców -
następuje po upolowaniu przez myśliwego pierwszej zwierzyny. Początkowo myśliwy
"chrzczony był" tylko raz w życiu, istotnie po ubiciu pierwszego w swej
karierze zwierza. Obecnie ceremoniał ten stosuje się wielokrotnie, po
strzeleniu przez myśliwego pierwszego okazu każdego gatunku zwierzyny.
Chrzest odbywa się wyłącznie na polowaniu. Najczęściej w przerwie
łowów, tuż po zakończeniu miotu, w którym myśliwy strzelił pierwszego zwierza.
Bywa również, że obrzęd odkładany jest na sam koniec polowania, już przy
pokocie.
Po zwołaniu myśliwych prowadzący polowania, łowczy lub prezes
koła, a niekiedy inny myśliwy, cieszący się wśród uczestników łowów estymą,
ogłasza, że w grupie jest "fryc", który właśnie się wyzwolił, czyli
myśliwy, który strzelił pierwszy w życiu okaz zwierza danego gatunku.
Sygnalista - a ten powinien być na każdym zbiorowym polowaniu - gra sygnał
danego zwierza na rozkładzie. "Fryc" występuje przed szereg. Klęka na
lewym kolanie. Mistrz ceremonii nurza w farbie ubitego zwierza kordelas, lub
nóż, i bronią tą kreśli na czole młodego myśliwego znak krzyża. Wypowiada przy
tym formułę :
"Chrzczę Cię na wyznawcę świętego Huberta".
Farby z czoła nie wolno zmyć aż do końca polowania.
Może się zdarzyć, że pierwsza w życiu zwierzyna padnie z ręki
myśliwego na polowaniu indywidualnym. Wówczas ceremonię chrztu, od razu, na
miejscu, przeprowadza którykolwiek myśliwy, jeśli był świadkiem udanego polowania.
Zaś o sprawie ogół myśliwych informowany jest podczas najbliższego spotkania
członków koła łowieckiego - czy to na zbiorowym polowaniu, czy to na zebraniu
koła. Jeśli młody myśliwy nie ma żadnych świadków swego "wyzwolenia",
bo stało się to w trakcie samotnego polowania indywidualnego, wówczas informuje
o wszystkim zarząd koła, a ten oficjalnie ogłasza radosną nowinę podczas
najbliższego spotkania wszystkich myśliwych. Młodego strzelca uznaje się za
"ochrzczonego", ale ceremoniału nie przeprowadza się.
Sporo kontrowersji budzi wspomniany obyczaj pomazania czoła adepta
farbą zwierza. Rodzi się pytanie: Kiedy można zmyć farbę ? Przyjęło się, że
kieliszek dobrego trunku, zafundowany kolegom pod koniec myśliwskiego
spotkania, upoważnia wyzwoleńca do stosownej toalety.
W odróżnieniu od ślubowania myśliwskiego, które jest obrzędem
uroczystym, poważnym by nie powiedzieć pompatycznym - chrzest to obyczaj
radosny, kwitujący wielkie myśliwskie szczęście, strzelenie pierwszej w życiu
zwierzyny.
Ostatni kęs, pieczęć, złom
Terminy łowieckie "ostatni kęs", "pieczęć" i
"złom" celowo umieszczone są w jednym rozdziale. Obyczaje te
występują wspólnie. Razem tworzą jeden myśliwski obrzęd, nazywany złomem.
Słowo "złom" w terminologii łowieckiej ma kilka znaczeń.
W tym konkretnym przypadku chodzi o wyróżnienie, którym honorowany jest myśliwy
w trakcie udanego polowania na grubego zwierza, oraz o ściśle z nim powiązany
obyczaj składania hołdu strzelonej zwierzynie.
Złom, mówiąc najprościej, to gałązka, odłamana, a nie odcięta
nożem, z drzewa, które rosło najbliżej miejsca, w którym padł zwierz.
Honorowanie myśliwego złomem, czyli wręczenie mu owej gałązki, to jeden z
najstarszych obyczajów łowieckich. Nawiązuje do antycznego dekorowania
zwycięzców wieńcem laurowym. Jego korzenie sięgają starożytności. Ilustrują to
choćby późnośredniowieczne dzieła malarskie, ukazujące myśliwego, przy
upolowanej zwierzynie, w wieńcu laurowym na skroniach.
Współcześnie uhonorowanie złomem przysługuje myśliwemu, który strzelił
grubego zwierza - łosia (przed objęciem tego gatunku całoroczną ochroną),
jelenia, daniela, sarny, muflona i dzika. W niektórych regionach naszego kraju
funkcjonuje obyczaj nagradzania złomem również tego myśliwego, który strzelił
rzadki gatunek zwierzyny drobnej, lub małego drapieżnika - np. jarząbka, czy
borsuka.
W praktyce ten piękny obrzęd myśliwski, tworzony przez trzy
składowe - ostatni kęs, pieczęć i złom - wygląda następująco :
Tuż po podniesieniu sztuki zwierzyny grubej, co ważne, przed jej
wypatroszeniem, prowadzący polowanie, łowczy czy prezes koła, lub inny, nobliwy
w grupie myśliwy, odłamuje - a nie odcina - gałązkę drzewa, rosnącego w pobliżu
miejsca, w którym zwierz padł. Najlepiej, jeśli jest to drzewo iglaste, lub
dąb. Jeśli nie ma tych gatunków w pobliżu można wykorzystać każde inne drzewo,
lub krzew. Z gałązki tej myśliwy, który przeprowadza obrzęd, odłamuje mniejszy
kawałek i wkłada zwierzowi do gęby. Fragment, włożony zwierzowi do pyska, to
tzw. ostatni kęs. Swoiste uhonorowanie zwierzyny, wyposażenie jej w podróż w
zwierzęce zaświaty. Należy zadbać o to, by ostatni kęs nie był powalany farbą.
Ostatnim kęsem nie honorujemy dużych drapieżników, jeśli w przyszłości znów
będziemy na nie polować. Jest to forma zastrzeżona wyłącznie dla roślinożerców.
Kolejny fragment ułamanej wcześniej gałęzi kładziemy na ranie
wlotowej tuszy. Ten kawałek gałązki to tzw. pieczęć, nazywana też ostatnim
złomem. Spełnia ona rolę podwójną : jest to zmaterializowany symbol żalu
strzelca za to, że zadał zwierzynie ból, rodzaj duchowego ",balsamu na
ranę". Pieczęć podnosi też walor estetyczny tuszy. Po prostu zakrywa ranę
postrzałową. Jeśli ostatnim złomem dekorujemy zwierzynę, która leży już na
pokocie, zatem leży na prawym boku, zaś i rana wlotowa jest po stronie prawej,
to pieczęć w tym wyjątkowym wypadku położyć trzeba na ranie wylotowej. Zasadą
jest, by wierzchołek gałązki, pełniącej rolę pieczęci, skierowany był u samców
w stronę trofeum, zaś u samic w stronę narządów rodnych. W prosty sposób
odzwierciedla to nasze nadzieje, wiązane z płcią zwierzyny : od samców
oczekujemy jak najlepszych trofeów, od samic jak najlepszego przychówku.
Ostatni fragment ułamanej gałązki to złom myśliwski. Nagroda dla
myśliwego za wykazaną łowiecką sprawność. Gałązkę tę mistrz ceremonii moczy
najpierw w farbie ubitego zwierza, a następnie podaje szczęśliwemu strzelcowi.
Złomu myśliwskiego nie należy wręczać, trzymając gałązkę w dłoni. Przyjęło się
że złom podawany jest na głowni kordelasa, lub noża myśliwskiego. W
ostateczności używa się tradycyjnego w formie myśliwskiego kapelusza. Osoba,
która złom wręcza, podaje go lewą ręką. Również przyjmujący podejmuje złom ręką
lewą. Wszyscy obecni przy tej ceremonii myśliwi muszą odkryć głowy. Kapelusza,
czy czapki, nie zdejmuje jedynie honorowany strzelec. Myśliwy zatyka następnie
złom za tasiemki swego kapelusza i do końca łowów poluje z tak przyozdobionym
nakryciem głowy. Złom należy przypiąć po stronie prawej kapelusza, lub czapy.
Tak obrzęd ten przebiega na łowach zbiorowych. Na polowaniu
indywidualnym wszystkie czynności wykonuje szczęśliwy strzelec.
Miłym obyczajem jest, by myśliwy odłamał kawałek własnego złomu i
wręczył go naganiaczowi, który wypchnął zwierza na jego stanowisko. Część złomu
należy też wręczyć przewodnikowi psa, jeśli pies był użyty do dojścia
postrzałka. Przewodnik psa, jeżeli wysoko ceni pracę czworonoga, powinien z
tego fragmentu odłamać jeszcze mniejszy kawałek i zatknąć go za psią obrożę.
Czy każdego myśliwego, który upolował grubego zwierza, należy
dekorować złomem ? Oczywiście, nie ! Złom, nazywany pięknie orderem kniei,
należy się jedynie myśliwemu, który strzelił zwierza w całkowitej zgodzie z
wymogami etyki łowieckiej i łowieckimi przepisami. Jeśli zwierz zdobyty został
z pogwałceniem kanonów etyki, lub niezgodnie z przepisami, strzelec złomu nie
dostaje i powinien traktować to jak najsroższą karę honorową. Jednak nawet
wówczas należy uhonorować zwierzynę ostatnim kęsem i pieczęcią. Zwierzyna jest
bowiem zawsze niewinna.
Złom trafił także do myśliwskiej obyczajowości pogrzebowej.
Gałązkę złomu rzuca się do mogiły za myśliwym, który przenosi się do Krainy
Wiecznych Łowów. Trumna i złom skrywają się w grobie przy dźwiękach sygnału
"Koniec polowania", lub "Darz Bór", albo też opracowanego
zupełnie współcześnie sygnału "Pożegnanie myśliwego z knieją".
Przyjęło się również, iż w kieszeniach nieszczęśnika jest kilka nabojów w
kalibrze broni, używanej przez niego za życia.
W polskim łowiectwie złom ma wiele znaczeń, pełni wiele funkcji.
Zawsze jednak są to elementy życia łowieckiego największej rangi. Nic dziwnego,
że najwyższe polskie odznaczenie łowieckie, ustanowione już w roku 1929, nosi
nazwę "Złom". Jest to wykonana ze złoconej blachy plakieta -
wizerunek dwóch gałązek, iglastej i liściastej.
Legenda św. Huberta. Polowanie Hubertowskie. Inni patroni myśliwych.
Człowiek, istota pozbawiona kłów, pazurów i ciepłego futra, nie
jest przez naturę najlepiej wyposażony do walki o przetrwanie. Od pradziejów
środkiem zaradczym na tę niedoskonałość jest powierzanie swego losu siłom
nadprzyrodzonym. Łowiectwo jest jedną z najstarszych form działalności
człowieka. W pradziejach szczęście łowieckie decydowało o przeżyciu. Można
postawić tezę, iż pierwsi "pozaziemscy opiekunowie", patroni
myśliwych pojawili się w momencie, w którym nasz przodek wymyślił maczugę.
Myśliwi od najdawniejszych czasów aż do dziś zabiegali o wsparcie
swoich patronów. Na przestrzeni dziejów, w zależności od stopnia rozwoju
ludzkości, obowiązującej religii, czy nawet mody opiekunowie łowców zmieniali
się. Współcześnie w kulturze europejskiej nie jedynym, ale głównym,
najpowszechniejszym patronem myśliwych, pośrednikiem między łowcą i Stwórcą,
jest święty Hubert.
Hubert jest postacią historyczną. Żył ok. 1300 lat temu na terenie
dzisiejszej Belgii. Data jego urodzin nie jest precyzyjnie określona. Różne
źródła podają, że było to ok. roku 655. Hubert był potomkiem królewskiego rodu
Merowingów. Ważną personą na dworze króla Thierry III. Ożenił się z przedstawicielką
jednego z najznamienitszych rodów tamtejszej części Europy w VII wieku, córką
Pepina z Heristal. Istnieje aż 7 biografii Huberta, pisanych między wiekiem
VIII i XVI. Na ich podstawie można przyjąć, że Hubert wiódł uporządkowane,
bogobojne, życie arystokraty. Przełom nastąpił po sześciu latach małżeństwa. W
chwili, gdy żona Huberta musiała wyjechać w długą podróż do swej chorej matki.
Na kilka miesięcy Hubert został - jak można to określić współczesnym językiem -
słomianym wdowcem. Z wolności tej zaczął korzystać. Żywot wypełniały mu
całonocne biesiady w towarzystwie druhów z książęcej drużyny. Dnie spędzał na
polowaniach. W łowach zupełnie się zatracił. Polował bez opamiętania. Nie
przestrzegał nawet zasady, by dzień święty święcić.
I stało się ! Według różnych źródeł miało to miejsce w dzień
Bożego Narodzenia, lub w Wielki Piątek roku - tu też różne wersje - 683, lub
695. Hubert wraz z drużyną wyruszył w lasy Gór Ardeńskich na konne polowanie na
jelenie. W pewnej chwili orszakowi jeźdźców ukazał się ogromny biały jeleń -
dziesiątak. Hubert ruszył konno za zwierzem. Towarzysze zostali daleko w tyle.
Pościg trwał wiele godzin. W pewnym momencie zwierz sam zatrzymał się na leśnej
polanie. Także koń Huberta stanął, jak wryty. Psy, towarzyszące księciu, nie
chciały atakować zwierza. Hubert dostrzegł, że pośrodku jeleniego wieńca żarzy
się świetlisty krzyż. Wówczas jeleń przemówił ludzkim głosem :
- Hubercie, czemu niepokoisz biedne zwierzęta, a nie dbasz o
zbawienie duszy ?
Hubert zsiadł z konia, rzucił się na kolana i zapytał :
- Panie, co mam robić ?
Jeleń odrzekł :
- Jedź do Maastricht, do mego sługi Lamberta, on powie ci, co masz
uczynić.
Lambert był wówczas biskupem Maastricht i Liege. Hubert został
księdzem, ulubieńcem biskupa. Po męczeńskiej śmierci Lamberta ówczesny papież
Sergiusz I konsekrował Huberta na biskupa i odtąd to właśnie Hubert był
ordynariuszem diecezji Maastricht i Liege. Hubert zmarł około roku 727. Krótko
po śmierci nasz bohater został kanonizowany i , jako święty, ustanowiony został
przez Kościół patronem myśliwych. Oficjalny wpływ na szybką kanonizację i
przyporządkowanie Hubertowi myśliwych miała jego przygoda na polowaniu, po
której tak zmieniło się jego życie. Znaczenie też miały rozliczne cudy, przypisywane
Hubertowi. Włókna ze stuły Huberta uznawano za skuteczne lekarstwo przeciwko
chorobie, dotykające przede wszystkim myśliwych - przeciw wściekliźnie. Nitki
należało wszyć w skórę czoła pokąsanego przez wściekłe zwierzę.
Ciało Huberta było wielokrotnie ekshumowane. Ostateczna
przeprowadzka szczątków Huberta do bazyliki w miasteczku dziś noszącym nazwę
Saint Hubert miała miejsce prawdopodobnie 3. listopada. Inne źródła podają, że
3. listopada to dzień śmierci Huberta. W każdym razie to właśnie ten dzień jest
świętem podopiecznych Huberta - myśliwych. Cudowna stuła biskupa do dziś
przechowywana jest w Saint Hubert, zaś grób dawnego hulaki i myśliwego to
współcześnie cel pielgrzymek braci łowieckiej z całej Europy.
Tyle stare przekazy. Krytycy opowieści o św. Hubercie twierdzą,
że, istotnie, mógł on widzieć jelenia z krzyżem pośrodku wieńca, ale nie była
to cudowna wizja, lecz deliryczny obraz, jaki się zrodził w jego
przealkoholizowanej głowie. Potwierdza to w pewnym stopniu fakt, że i
współcześni myśliwi po biesiadach, kończących łowy, czyli po tzw. ostatnim
miocie, widują podobno zjawiska nie mniej niewyobrażalne. Sceptycy twierdzą
przy tym, że tak szybka kanonizacja Huberta nie była spowodowana wysoką oceną
przemiany duchowej i późniejszym świątobliwym życiem. Była to raczej operacja
politycznej natury, zręcznie przeprowadzona przez ówczesny Kościół. Chodzi o
to, że w tym czasie nie było jedynego, głównego i potężnego patrona myśliwych.
Łowcy powierzali swe myśliwskie szczęście różnym nadprzyrodzonym opiekunom.
Nierzadko pogańskim. Kościół nie zamierzał tolerować takiej niesubordynacji.
Tym bardziej, że dotyczyło to myśliwych, czyli najznamienitszej części
społeczeństwa. Prawo polowania przysługiwało bowiem w tamtych czasach i w tej
części Europy wyłącznie możnowładcom. Hubert do tego celu nadawał się idealnie.
Bez względu na ocenę i prywatny stosunek do legendy św. Hubert
obecnie jest najpopularniejszym patronem braci łowieckiej całej Europy. 3.
listopada to święto myśliwych. W tym dniu, na cześć patrona, urządza się
najważniejsze, najbardziej okazałe i uroczyste polowanie. Często poprzedzone
mszą świętą w intencji przyrody i myśliwych. Bywa, że nabożeństwo celebrowane
jest nie w kościele, lecz w terenie, przy śródleśnych kapliczkach, poświęconych
właśnie Hubertowi. Msza Hubertowska to bodaj jedyne nabożeństwo, w trakcie
którego w świątyni mogą być obecne zwierzęta, związane z polowanie: psy, sokoły
a nawet konie. Ciekawostką może być to, że w Polsce kult św. Huberta i tradycja
polowań hubertowskich są stosunkowo młode. Sięgają XVIII wieku. Przywieźli je
do naszego kraju królowie sascy.
Pamiątką po postaci św. Huberta jest wizerunek jeleniego wieńca ze
świetlistym krzyżem. Pewnym odstępstwem od legendy jest to, że współczesny
"jeleń hubertowski" ukazywany jest jako dwunastak. Zwierz, którego
widział patron myśliwych, podobno był dziesiątakiem. Poroże jelenia ze
świetlistym krzyżem stało się emblematem większość organizacji łowieckich
prawie wszystkich krajów europejskich. Jest także godłem Polskiego Związku
Łowieckiego.
Kto poza Hubertem ? W mitologii starożytnej Grecji opiekunką łowów
i zwierzyny była Artemida, ukazywana jako młoda dziewczyna z łukiem, której
towarzyszy łania. Starożytni Rzymianie przejęli wraz z kulturą Greków także ich
wierzenia. U Rzymian jednak ta sama Artemida zwała się Dianą. W
przedchrześcijańskiej Polsce opiekę nad łowcami sprawowała boginka Dziewanna.
Obok niej cześć oddawano patronom łowieckim mniejszej wagi - np. Radygostowi,
który czczony był przede wszystkim jako bożek gościnności. Pokłony od myśliwych
odbierał także bożek Światybor.
Hubert miał także konkurentów już w czasach chrześcijańskich.
Bliscy myśliwskim sercom byli św. Michał i św. Jerzy. Najsłynniejszy, plasowany
tuż za Hubertem, jest jednak św. Eustachy. Śmiało można powiedzieć, że przed
ustanowieniem Huberta jako oficjalnego patrona myśliwych tę funkcję w świecie
chrześcijańskim spełniał właśnie św. Eustachy. Był on wysokim dowódcą wojskowym
w czasach rzymskiego cesarza Trajana. Zwał się pierwotnie nie Eustachy, lecz
Placyt. I jemu, tak jak Hubertowi, na polowaniu ukazał się jeleń z krzyżem
pośrodku wieńca. Zwierz ludzkim głosem nakazał przejście na nową wiarę, co
Placyt uczynił. Gdy wódz wrócił z kolejnej wyprawy wojennej cesarz Trajan już
nie żył. Rzymem rządził okrutny cesarz Hadrian. Hadrian wystawił ucztę na cześć
swego wodza. Jednak gdy dowiedział się o tym, że Placyt przeszedł na
chrześcijaństwo - wymyślił straszliwą zemstę. Rzucił późniejszego patrona
łowców, wraz z całą jego rodziną, na pożarcie lwom. Te jednak nie tylko nie
rozszarpały nieszczęśników, lecz podeszły do ludzi i zaczęły się łasić, jak
psy. Wówczas cesarz nakazał rozgrzać do czerwoności ogromny spiżowy posąg wołu.
Ofiary wrzucono to takiego krematorium. Placyt zginął w męczarniach. Po kilku
godzinach wydobyto ciała. Okazało się wówczas, że są one nietknięte, bez
jakichkolwiek śladów choćby najmniejszych oparzeń. To zdarzenie sprawiło
później, że Placyt, już jako Eustachy, wyniesiony został na ołtarze.
Wspomnieć jeszcze trzeba o patronie sokolników, czyli myśliwych,
którzy do polowania wykorzystują specjalnie ułożone, wytresowane ptaki
drapieżne. Mowa o św. Bawonie. Bawon był wielkim pasjonatem sokolnictwa.
Oskarżono go jednak o kradzież niezwykle cennego sokoła- białozora. Kara mogła
być jedna - śmierć. Bawon stał już pod szubienicą, gdy nagle wprost z chmur
spłynął na ziemię rzekomo ukradziony ptak. Sokół usiadł na ramieniu Bawona. Był
to oczywisty znak niewinności. Bawon, którego do tej pory bogobojnego życia nie
wiódł, nawrócił się. Został nawet zakonnikiem. Kanonizowano go szybko po
śmierci. Incydent z rzekomo skradzionym białozorem i późniejsza przemiana
duchowa sprawiły, że Kościół ogłosił go patronem sokolników.
Pokot
Pokot, nazywany też rozkładem, to system układania ubitej
zwierzyny po zakończeniu polowania. Zwyczaj bardzo stary. Spełnia dwie funkcje
: informacyjną i - można rzec - mistyczną. Ułożenie zwierzyny w rzędy, z
wyraźnym oddzieleniem gatunków, płci, pozwala łatwo określić ilość strzelonego
zwierza. To szybka, wizualna informacja o wynikach polowania. Ułożenie pokotu
to również rodzaj hołdu, oddawanego zwierzynie, zdobytej w trakcie łowów.
Zwierzyna nie powinna leżeć na gołej ziemi. Dobrym obyczajem jest
ułożenie jej na dywaniku z gałęzi drzew iglastych. Tusze układa się na prawym
boku, zaś układanie rzędów rozpoczyna się od strony prawej ku lewej.
Istota pokotu to zachowanie odpowiedniej hierarchii zwierzyny,
czyli kolejność poszczególnych gatunków zwierząt, układanych na pokocie. Na
przestrzeni dziejów, a także w zależności od lokalnych tradycji, hierarchia,
kolejność zwierzyny na pokocie nigdy nie była jednolita i wspólna dla całego
kraju. Można przyjąć, że pierwszeństwo na pokocie należne jest gatunkom
największym pod względem masy, a także tym, z którymi spotkanie "oko w
oko" stwarza dla łowcy największe niebezpieczeństwo. Ważne znaczenie ma
także łowiecka atrakcyjność zdobyczy, subiektywnie oceniana przez lokalnych
łowców. W myśliwskiej obyczajowości istnieje jednak kilka fundamentalnych i
wspólnych dla wszystkich myśliwych zasad układania pokotu.
W przeszłości pierwszeństwo należało się dużym drapieżnikom - na
które obecnie się nie poluje - czyli niedźwiedziowi, wilkowi i rysiowi. Każdy
gatunek, oczywiście, układany jest w oddzielnym rzędzie. Współcześnie pokot
otwiera tzw. sierść, czyli jeleniowate : łoś - objęty dziś całoroczną ochroną -
i kolejno jeleń i daniel. W ramach gatunku pierwszeństwo przysługuje samcom,
zaś między nimi kolejność wyznacza okazałość trofeum. Rząd kolejny to "chyb",
czyli dziki. Rzędy zwierzyny grubej kończy sarna. Przyjęło się, że staje ona za
dzikiem, choć należy do jeleniowatych. To odgłos nie tak odległych czasów, w
których sarna zaliczana była do zwierzyny drobnej. Później przychodzi kolej na
"kitę" - małe drapieżniki : lisa, jenota, kunę, norkę, tchórza.
Faktyczna kita, czyli lisi ogon, powinna być na pokocie wyprostowana, nie zaś,
co praktykowane jest w niektórych kołach łowieckich, zagięta w stosunku do
tułowia pod kątem prostym. Kolejny rząd to "turzyca", czyli zające i
dzikie króliki. Rzędy ostatnie to "pióro" - ptactwo łowne. Nie ma
sformalizowanej hierarchii w obrębie "pióra", ale powszechnie,
spośród gatunków, na które poluje się obecnie, pierwszeństwo przysługuje
bażantom.
Duża ilość strzelonego zwierza tego samego gatunku nastręcza
trudność w szybkim zliczeniu, zatem obniża informacyjny walor pokotu. By temu
zaradzić co dziesiątą sztukę tego samego gatunku wysuwa się z szeregu o połowę
długości do przodu. W praktyce dotyczy to jedynie turzycy, lub pióra. Jednak
ostatnie "lisie lata" zmuszają coraz częściej do wysuwania co
dziesiątego mykity.
Pokot kończy polowanie zbiorowe. Po jego ułożeniu myśliwi stają u
czoła pokotu, czyli od strony rzędu, stojącego najwyżej w hierarchii.
Naganiacze ustawiają się po stronie przeciwnej. Jeśli łowy były wyjątkowo
uroczyste należy rozpalić ogniska, lub pochodnie. Ogień płonie po bokach
pokotu, nie zajętych ani przez myśliwych, ani przez nagankę. Albo też jedynie w
jego narożnikach. Jeśli na łowach są sygnaliści - stają tuż przed naganiaczami.
Pod żadnym pozorem nie wolno przekraczać pokotu, czyli przechadzać się nad
leżącą zwierzyną.
Po ułożeniu pokotu prowadzący polowanie zdaje krótki raport
prezesowi koła łowieckiego, lub łowczemu. Najczęściej jednak odbiorcą raportu
jest ogół myśliwych. Podaje wynik łowów. Jeśli na polowaniu są sygnaliści -
dokonują otrąbienia pokotu, czyli grają sygnały, obwieszczające obecność danego
zwierza na rozkładzie. Wszyscy uczestnicy łowów w trakcie otrąbienia pokotu
stoją z odkrytymi głowami. Miłym obyczajem jest ogłoszenie króla i wicekrólów
polowania, a niekiedy - w zależności od lokalnej tradycji - również króla
pudlarzy.
Polowanie kończy oficjalna formuła, wygłaszana przez prowadzącego,
obwieszczająca zakończenie łowów. Sygnaliści grają wówczas sygnał "Koniec
polowania" i "Darz Bór". Gdy brzmi ten ostatni - wszyscy
odkrywają głowy. Polowanie jest zakończone. Można wówczas przystąpić do
"ostatniego miotu", czyli myśliwskiej biesiady.
Ułożenie pokotu to obowiązek uczestników polowania zbiorowego.
Wyraża cześć i szacunek dla strzelonego zwierza. Na szczęście coraz rzadziej
spotykamy po polowaniach zbiorowych żałosne sceny, gdy myśliwi, wprost z
karawanu, wrzucają zwierzynę do bagażników i rozjeżdżają się do domów. Bez
chwili zadumy i refleksji nad spełnionym w ciągu dnia przywilejem decydowania o
czyimś życiu lub śmierci.
Król polowania
Nadawanie honorowego tytułu króla polowania to w łowiectwie
obyczaj bardzo stary. Pozostałość po zamierzchłych czasach, kiedy to łowcy, który
pierwszy ugodził grubego zwierza - a uśmiercenie tura, czy żubra, wymagało nie
jednego ciosu - przypadał przywilej podziału tuszy między współziomków. Był to
wówczas nie tylko honor, ale i spory zakres władzy. Dziś obyczaj ten to jedynie
uhonorowanie tego, spośród uczestników zbiorowego polowania, któremu na łowach
dopisało największe szczęście.
Koronacja króla polowania następuje przy pokocie, tuż po
ogłoszeniu przez prowadzącego polowanie wyniku łowów. Prowadzący informuje,
jaka część pokotu jest udziałem króla. Miłym obyczajem jest wręczenie królowi
materialnej pamiątki jego sukcesu. Najczęściej jest to wcześniej przygotowany
okolicznościowy medal, plakietka, statuetka zwierza, lub inny bibelot, których
wiele wzorów oferują obecnie sklepy myśliwskie. Przyjęło się, że prócz króla
honoruje się w podobny sposób dwóch kolejnych myśliwych - tzw. wicekrólów
polowania. W niektórych kołach przyjęty jest też obyczaj wyłaniania króla
pudlarzy. Tu najczęściej insygnium władzy stanowi paczka naboi, by sobie biedak
potrenował na strzelnicy. Koronacja króla pudlarzy to nie kara za niecelne
strzały, ani szyderstwo, lecz kolejna okazja do śmiechu i zabawy, więc nie ma
się o co obrażać, gdy i nam kiedyś ten honor przypadnie.
Rzecz najważniejsza : Jakie kryteria rządzą wyborem króla
polowania? Królem polowania na zające, czy na ptactwo, zostaje myśliwy, który
strzelił ich najwięcej. Królem leśnych łowów obwołuje się myśliwego, który
strzelił najwięcej dzików, lub największego dzika. Generalnie o przyznaniu królewskiego
tytułu decydują kryteria ilościowe, lub jakość trofeum. Sprawa się komplikuje,
gdy na łowach strzelane są różne gatunki zwierzyny. Komu przyznać pierwszeństwo
? Myśliwemu, który strzelił cztery zające, czy temu, który ma tylko dwa szaraki
ale i lisa ? Czy dwa warchlaczki są równe wielkiemu, ale tylko jednemu odyńcowi
? A może przebiją go dwa przelatki, za to strzelone w dublecie ? Jednoznaczne
kryteria nie istnieją. Hierarchia ważności myśliwskiego sukcesu uzależniona
jest od subiektywnej i różnej w poszczególnych kołach łowieckich atrakcyjności
zwierzyny, strzelonej przez pretendentów do tronu. Duże znaczenie ma też
stopień trudności okoliczności, w których oddano szczęśliwy strzał.
Wybór króla polowania to także sprawa taktu i zwykłej przyzwoitości.
Niestety, są koła łowieckie, które za wszelką cenę starają się, by królem
został najbardziej prominentny uczestnik łowów np. zaproszony na polowanie
zacny gość, wysoki rangą urzędnik, czy też różnej szarży notabl PZŁ. Niekiedy
organizatorzy polowania, licząc na różne profity, lub bezinteresownie, w źle
pojętej gościnności, robią co się da, by właśnie owa zacna persona wyjechała z
polowania z królewskim tytułem. Łamie się przy tym często podstawowe zasady
logiki i arytmetyki. Przykra maniera. Prawa wszystkich uczestników polowania są
równe i jedynie od myśliwskich umiejętności i od łowieckiego szczęścia zależy
komu przypadnie ta godność. A jeśli zaproszony zacny gość obrazi się, że - mimo
swej pozycji - królem polowania nie został - nie należy go na polowanie więcej
zapraszać. Zacni goście, jeśli naprawdę są zacni, sami hamują zapędy zbyt
gościnnych gospodarzy i potrafią kulturalnie, lecz stanowczo, powstrzymać
nadanie im nie należnego tytułu. Między innymi po tym można poznać, czy
istotnie są tacy zacni.
Fatalnie wygląda, gdy myśliwy stara się za wszelką cenę zdobyć
tytuł króla polowania. Zbiorowe łowy mają w sobie naturalny element
rywalizacji, ale przecież polowanie to nie mecz ! Od tego już tylko krok do
prostackiej pazerności, do mięsiarstwa. Zupełnie nie do przyjęcia jest, gdy owa
pomoc, świadczona własnemu szczęściu, kłóci się z zasadami etyki łowieckiej,
czy z łowieckimi przepisami. W porządnych kołach zwierzyna zdobyta w
okolicznościach ewidentnie niezgodnych z zasadami etyki, przepisami, czy kanonami
koleżeństwa po prostu "nie jest liczona" do rachunku, decydującego o
nadaniu tytułu króla. Nie wolno o tym zapominać, bo zamiast zdobycia korony
można się narazić na wstyd i myśliwską infamię.
Nadawanie godności króla polowania to obyczaj przemiły i trzeba go
kultywować. Zwłaszcza teraz, gdy zmniejszają się rozkłady zwierzyny drobnej i
większość polowań odbywa się systemem "do puli". Myśliwy, który
strzelił pięć zajęcy, a do domu wraca z jednym, prócz radości z obdarowania
kolegów wywozi z polowania królewski tytuł.
Pasowanie myśliwskie
Pasowanie myśliwskie to obrzęd kwitujący strzelenie przez
myśliwego pierwszej w jego łowieckiej karierze sztuki zwierzyny grubej.
Technicznie przypomina chrzest myśliwski. Jest to jednak uroczystość wyższej
rangi, bardziej nobilitująca.
Pasowanie myśliwskie już nawet swoją nazwą sugeruje rycerski
rodowód obrzędu. Zwyczaj ten istotnie wywodzi się z obyczajowości rycerskiej i
potwierdza ogólny sąd, iż sprawność na łowach, pasja myśliwska i przestrzeganie
na polowaniu określonych wzorców zachowania były już w czasach średniowiecznych
elementem kanonu rycerskiego. Obrzęd sam w sobie przypomina pasowanie
rycerskie, czyli włączenie szlachetnie urodzonego młodego mężczyzny do kasty
rycerzy.
Na polowaniu zbiorowym obrządek pasowania myśliwskiego organizuje
się w przerwie łowów, tuż po zakończeniu miotu, w którym młodemu łowcy dopisało
szczęście. Przeprowadza się je przed wypatroszeniem zwierza. Sygnalista - jeśli
jest - gra sygnał "Pasowanie". Prowadzący polowanie, łowczy koła, lub
inny znaczący członek myśliwskiej gromady, wywołuje myśliwego z szeregu.
Wszyscy odkrywają głowy. Myśliwy klęka na lewe kolano. Prawą dłoń kładzie na
tuszy powalonego zwierza. W lewej trzyma broń, stopką kolby opartą o ziemię. Mistrz
ceremonii macza kordelas - jeśli go nie ma, nóż myśliwski - w farbie ubitego
zwierza. Farbą tą kreśli znak krzyża na czole adepta. Wypowiada przy tym
formułę :
- Pasuję Cię na rycerza świętego Huberta.
Myśliwy wstaje. Mistrz ceremonii wręcza mu złom. Złom podaje na
kordelasie, nożu, lub kapeluszu myśliwskim. Nigdy gołą dłonią ! Myśliwy zatyka
złom za wstążki kapelusza. Odbiera od kolegów gratulacje. Miło, gdy w kilku
słowach podziękuje za przyjęcie go w poczet rycerzy św. Huberta. Farby z czoła nie
wolno zmyć do końca łowów.
Jedynie myśliwy pasowany ma prawo noszenia kordelasa. To kolejna
pozostałość po rycerskim rodowodzie tradycji myśliwskiego pasowania. Kordelas
pełni tu rolę miecza. Oręża, który - wraz z pasem i ostrogami - był materialnym
potwierdzeniem przynależności do kasty rycerzy. Zwyczajowo również tylko
pasowany myśliwy może występować w poczcie sztandarowym - czy to w roli
chorążego, czy przybocznego. Utarło się, by jedynie pasowanym myśliwym
powierzać obowiązek opiekuna nad stażystą w kole łowieckim.
W niektórych regionach naszego kraju funkcjonuje obyczaj żywcem
przeniesiony z tradycji rycerskiej : Uderzanie płazem kordelasa, lub noża, po
ramionach pasowanego. Z pewnością nie można jednak zaakceptować kolejnej
modyfikacji obrzędu, a mianowicie uderzania po ramionach lufami strzelby. Do
takiej promocji tradycja rycerska, wojskowa i myśliwska rezerwuje jedynie broń
białą.
Są koła łowieckie, w których utarł się zwyczaj powtarzania
pasowania myśliwskiego po strzeleniu przez młodego myśliwego pierwszej sztuki
każdego gatunku grubej zwierzyny. Myśliwy jest pasowany przy pierwszym rogaczu,
pierwszym dziku itd. To błąd. Ostrogi rycerza św. Huberta dostaje się raz.
Każda kolejna okazja powinna być ograniczona do zwykłego wręczenia złomu.
Problem pojawia się w chwili, gdy myśliwy swego pierwszego w życiu
grubego zwierza powali na polowaniu indywidualnym. Dobrze, jeśli towarzyszy mu
choćby jeden członek Polskiego Związku Łowieckiego. Wówczas właśnie ten
towarzysz łowów musi wziąć na swe barki dopełnienie całego ceremoniału. Co
jednak zrobić, gdy młody strzelec polował samotnie ? W dobrym tonie leży, by
zarząd koła łowieckiego poinformował o szczęśliwym zdarzeniu wszystkich
członków koła już na najbliższym polowaniu zbiorowym. Myśliwcowi, oczywista,
przysługują wszelkie honory myśliwego pasowanego.
Miłą pamiątką pasowania jest gałązka pierwszego złomu, zasuszona i
przechowywana w łusce po naboju, od którego padł zwierz. Można, oczywiście,
kolekcjonować w tej formie fragmenty wszystkich złomów.
Pasowanie to wielki dzień w życiu myśliwego. Organizatorzy
polowania powinni zadbać o jego właściwą oprawę. To skandal, jeśli prowadzący
łowy, czy zarząd koła łowieckiego, nie zechce - z głupoty, niewiedzy,
nieznajomości tradycji - uhonorować młodego łowcy zorganizowaniem uroczystości
pasowania. Pasowanie to wielka nobilitacja, kolejny szczebel myśliwskiej
kariery. A przy tym kolejne wyzwanie dla samego myśliwego. Stara maksyma głosi
"Szlachectwo zobowiązuje". Myśliwy z kordelasem u boku tym pilniej
musi strzec kanonów łowieckiej etyki, obyczajów, poszanowania zwierzyny.
Pasowanemu nie wolno zaniedbać niczego, co tworzy spisany i niepisany kodeks
myśliwski.
Polowanie wigilijne
Polowanie wigilijne to jedna z najstarszych i najmilszych tradycji
polskiego łowiectwa. Patrząc jednak na rodowód tych świątecznych łowów trzeba
pamiętać, że tradycja polowania wigilijnego jest znacznie starsza od tradycji
wigilii Bożego Narodzenia. Mówiąc wprost - polowanie, określane obecnie mianem
wigilijnego, ze świętami Bożego Narodzenia ma niewiele wspólnego.
Przypatrzmy się dacie Bożego Narodzenia : środek ostatniej dekady
grudnia. Na ten czas przypada astronomiczne przesilenie zimowe. Dni przestają
się kurczyć, noce przestają wydłużać. Za chwilę, zgodnie z przysłowiem "Na
Nowy Rok przybywa dnia na barani skok", dni będą coraz dłuższe, zaś noce
trwać będą coraz krócej. W większości kultur pierwotnych Słońce odgrywało rolę
siły nadprzyrodzonej, dawcy światła i życia. Astronomiczne zwycięstwo Słońca,
prymat dnia nad nocą, były czasem święta w wierzeniach wielu ludów,
zamieszkujących Europę. Kult przesilenia zimowego był tak silny, że Kościół
Chrześcijański - nie mogąc go zwalczyć - dostosował swój kalendarz do już
honorowanych dat. Historycy nie podważają autentyczności postaci Jezusa, ale
nie są zgodni co do daty Jego narodzin. Różnice sięgają kilku lat. A tu, nagle,
precyzyjna, dzienna data ? Sumując - 24. grudnia to prastare radosne święto
pogańskie, przeniesione z całą mocą tej daty do tradycji chrześcijańskiej.
Podobnie z resztą rzecz się ma z przesileniem letnim, znanym dziś jako Noc św.
Jana. Noc Świętojańska to przecież pradawne, pogańskie święto Sobótki. Obrzędy
palenia ognisk nad brzegami wód, puszczania wianków, czy poszukiwania kwiatu
paproci to pozostałość pogańskiego rodowodu tego, jakże ważnego w kalendarzu
chrześcijańskim, święta.
Powróćmy do zimowych łowów. O randze polowania wigilijnego w
naszej współczesnej obyczajowości decydował nie tylko świąteczny wymiar dnia,
ale również licząca tysiące lat, starsza od Chrześcijaństwa, tradycja łowiecka.
Nasi przodkowie właśnie w tym dniu rozpoczynali - używając dzisiejszej
nomenklatury - sezon polowań na grubego zwierza. Było to, jak można
domniemywać, uwarunkowane zamarznięciem rozlewisk i bagien, umożliwiającym
dotarcie do niedostępnych wcześniej ostoi zwierzyny. Ważny był także śnieg,
biała stopa, umożliwiający tropienie zwierza. Nie bez znaczenia była duża ilość
tłuszczu, dobra kondycja zwierzyny, doskonale przygotowanej do ciężkiej zimy, a
jeszcze tą zimą nie wycieńczonej. Te dwa aspekty - mistyczny wymiar
świątecznego dnia i praktyka polowania - sprawiły, że w kalendarzu pradawnych
łowców, tysiące lat temu, pojawił się przypadający na ten konkretny dzień
obyczaj uroczystego polowania. W jakimś stopniu potwierdzeniem takiego rodowodu
polowania wigilijnego jest obecność Turonia w Bożonarodzeniowej szopce. Turoń
to tur. Dawny puszczański zwierz. Najcenniejsza, wymarzona zdobycz naszych
myśliwskich przodków. Przedchrześcijański obyczaj polowania właśnie w tym dniu
był tak silny, że wraz z całym zapożyczonym świętem przeniknął do rekwizytów
tradycji Bożego Narodzenia.
Tury wyginęły, zmieniały się religie, obyczaj polowania
wigilijnego pozostał. Przez stulecia rodowód tych świątecznych łowów jednak zupełnie
zaniknął. Niewielu kojarzy polowanie wigilijne z obyczajowością pogan. Dziś
łowy wigilijne są postrzegane wyłącznie jako myśliwska część obrzędowości
Bożego Narodzenia.
Jeszcze przed drugą wojną światową polowanie wigilijne
organizowano wyłącznie w wigilię Bożego Narodzenia. Dziś obyczaj ten nieco się
zmodyfikował. Są koła łowieckie, które nadal "wigilijne" urządzają
24. grudnia, ale większość przekłada polowanie na dzień wolny od pracy,
poprzedzający Święta. Decyduje o tym najczęściej opór domowników, którzy nie
wyobrażają sobie, by myśliwy miał się spóźnić na najważniejszą w roku kolację.
Polowanie ma charakter bardzo uroczysty, ale są to łowy niemal rodzinne. Jeśli
goście, to tylko najmocniej zaprzyjaźnieni. Atmosfera polowania przepełniona klimatem
świąt, niemal intymna. Święto ma również zwierzyna. W dobrym tonie leży, by w
większości uchodziła nie strzelana. Łowy nie trwają długo. Zwykle kilka
symbolicznych pędzeń. Tuż po południu w kniei strzela jedynie myśliwskie
ognisko. Łowcy i naganiacze zbierają się wokół ognia, dzielą się opłatkiem.
Rzadziej, niż zazwyczaj, krąży z rąk do rąk piersiówka.
Miłym obyczajem polowania wigilijnego są odwiedziny przy
paśnikach. I zwierzynie należy się prezent. Niejeden myśliwy, zwłaszcza ten z
miasta, dyskretnie wykradnie z paśnika sarnie siano. Włoży je wieczorem w domu
pod wigilijny obrus.
Polowanie noworoczne
Polowanie noworoczne to obyczaj nowy. Jego rodowód sięga przełomu
XIX i XX wieku. Słychać w nim echa tradycyjnego, prastarego polowania wigilijnego.
W drugiej połowie XX wieku w niektórych kołach łowieckich istotnie zastępowało
polowanie wigilijne.
O polowaniu noworocznym można mówić tylko wtedy, gdy rzeczywiście
odbywa się ono pierwszego stycznia. Szumne nazywanie noworocznymi łowami pierwszego
w danym roku polowania zbiorowego, organizowanego w inny dzień, niż pierwszy
dzień roku, to zwykłe nieporozumienie. Urok polowania noworocznego polega
właśnie na tym, że odbywa się ono właśnie w tym szczególnym dniu. Pod koniec
XIX wieku i w okresie międzywojennym po nieprzespanej, przebalowanej nocy,
wprost z sali balowej ziemiańskiego dworu, często w towarzystwie dam, wyruszano
na krótkie łowy. Polowanie było idealnym dopełnieniem sylwestrowej zabawy.
Wielkość rozkładu nie odgrywała żadnej roli. Często był to wręcz spacer, czy
kulig ze strzelbami.
Są koła łowieckie, w których przetrwała tradycja prawdziwego,
klasycznego polowania noworocznego. Współcześnie dochodzi jednak warunek
podyktowany zdrowym rozsądkiem oraz zawarty w przepisach : trzeba być trzeźwym
! Trzeźwym, jeśli chce się strzelać. Znane są koła, w których na zbiórce stają
myśliwi w różnej formie. Tradycja nakazuje im jednak zebrać się w ten niezwykły
poranek. Bardziej zmordowani sylwestrową nocą udziału w łowach nie biorą.
Pozostają przy ognisku, czy w myśliwskiej sadybie. Łowy nie trwają długo. Zatem
po wzięciu kilku miotów wszyscy myśliwi znów są razem i reszta przedpołudnia
mija im na towarzyskim spotkaniu. Trudno o milszy początek roku !
Sygnały myśliwskie
Sygnalistyka łowiecka jest tak stara, jak zbiorowe polowanie.
Narodziła się kilkadziesiąt tysięcy lat temu, w epoce kamiennej. Stworzyła ją
praktyczna konieczność porozumiewania się. Niedoskonałość broni powodowała, że
na dużego i niebezpiecznego zwierza można było polować jedynie dużą grupą
łowców. Początek sygnalistyki łowieckiej to właśnie konieczność komunikowania
się między sobą poszczególnych uczestników łowów, czy też całych ich grup. Z
czasem do wartości czysto użytkowych sygnałów łowieckich dołączył ich walor obrzędowy
i artystyczny. Dzisiejsza sygnalistyka myśliwska to połączenie wszystkich
trzech sfer, w których sygnały funkcjonują - komunikacyjnej, obrzędowej i
artystycznej.
Najstarsze, archeologiczne szczątki myśliwskich instrumentów
muzycznych liczą sobie około 30. tysięcy lat. Są to pozostałości po kościanych
piszczałkach. Rozwój sygnalistyki, czyli możliwość wydobywania co raz to nowych
dźwięków, jest ściśle związany z rozwojem instrumentów. Kolejny etap, po
kościanych piszczałkach, to myśliwskie instrumenty sygnałowe, wykonane z rogów
zwierząt. Stąd z resztą ich współczesna nazwa : nawet metalowe instrumenty
muzyczne, używane w łowiectwie, lub wywodzące się z praktyki polowania,
nazywamy popularnie rogami. Początek sygnałów, granych na rogach, na naszych ziemiach
sięga starożytności. Ówczesne rogi myśliwskie, wykonane najczęściej z urożenia
rodzimych zwierząt, rzadziej obcych np. bawołu, przetrwały w prawie
niezmienionej formie do dziś. Można z nich wydobyć kilka niskich, głuchych w
swej barwie, ale w miarę donośnych dźwięków. Pozwalało to na układanie
prostych, kilkutonowych melodii. Klasyczny przykład takiego instrumentu to
"Róg wojskiego". Oczywiście, zawarty w "Panu Tadeuszu" opis
koncertu wojskiego na rogu bawolim to literacka fikcja. Z takiego rogu nie dało
się, po prostu, wydobyć całego bogactwa dźwięków, jakie przedstawia nasz
wieszcz (Mickiewicz nie tylko w tym miejscu wykazuje nieznajomość myśliwskich
realiów swojej epoki). Na potrzeby kinowej ekranizacji narodowej epopei Andrzej
Wajda wykorzystuje dźwiękowy "podkład", wykonany na waltorni. Około
XV wieku, równolegle z rogami naturalnymi, zaczynają funkcjonować myśliwskie
instrumenty muzyczne wykonane z metalu. Rozwój technik rzemieślniczych
doskonali je. Można wydobywać więcej dźwięków. Ich barwa jest czystsza i
doniośniejsza.
Rozkwit sygnalistyki łowieckiej na naszych ziemiach przypada na
czasy od późnego średniowiecza do końca XVIII wieku. Jest to czas największych
puszczańskich łowów, organizowanych przez dwór królewski, książęta i
magnaterię. Tamtejsza sygnalistyka łowiecka obejmowała przynajmniej sto różnych
sygnałów, dzięki którym polowanie z udziałem kilkuset myśliwych, naganiaczy,
psiarczyków, innej służby i taborów było w ogóle możliwe do przeprowadzenia.
Sygnalistyka łowiecka upadła wraz z Rzecząpospolitą. Zabory i stały regres
gospodarczy właścicieli wielkich dóbr ziemskich, w których można było
przeprowadzać tak gigantyczne łowy, spowodowały, że sygnalistyka myśliwska w
tak szerokiej postaci stała się zbędna. Poza tym sygnały myśliwskie,
postrzegane jako element tradycji narodowej, nie były akceptowane przez
zaborców, zwłaszcza Rosjan.
Współczesna sygnalistyka łowiecka swój początek bierze w wieku
XIX. Wywodzi się z Niemiec, jak większa część naszej obyczajowości myśliwskiej.
Dziś w kniei słychać prawie wyłącznie nieduże blaszane instrumenty, tzw. rogi
Plessa. Rzadziej grają duże francuskie rogi par force, używane pierwotnie do
polowań konnych. Sporadycznie w kniei słychać tradycyjne rogi, wykonane z
urożenia dużych zwierząt, najczęściej bawołu.
Do dziś zachowało się w tradycji polowania, wraz z zapisem
nutowym, około 60. sygnałów myśliwskich. Spora ich część zatraciła już rację
bytu na łowach np. sygnał "Przywołanie kobiet". Na współczesnych
polowaniach gra się poniżej 30. sygnałów. Faktyczną popularnością cieszy się
zaledwie kilkanaście. Sygnały łowieckie, tak dziś, jak i 300 lat temu, możemy
ogólnie podzielić na sygnały informacyjne i obrzędowo-uroczyste. Pierwsze z
nich nadal wypełniają rolę przekaźnika praktycznych informacji między
uczestnikami polowania. Kolejne podkreślają uroczysty charakter wydarzenia,
bądź sytuacji, jakie zaistniały w trakcie łowów.
Sygnały, które dziś rozbrzmiewają w polskiej kniei to :
Pobudka - budzi myśliwych ze snu np. podczas kilkudniowego polowania.
Powitanie - sygnał uroczysty. Wita uczestników łowów.
Zbiórka myśliwych - wzywa uczestników polowania do odprawy przed
polowaniem.
Apel na łowy - sygnał natury bardziej obrzędowej, niż praktycznej
: Wszystko gotowe, można rozpoczynać polowanie.
Naganka naprzód ! - Jeden z nielicznych sygnałów, umieszczony w
aktualnych przepisach łowieckich. Nakazuje kierownikowi naganki, by ta ruszyła
w miot. Informuje myśliwych o rozpoczęciu pędzenia.
Do naganki skierowanych może być więcej sygnałów porządkowych -
"Naganka szybciej !", "Naganka wolniej!", "Prawe
skrzydło naganki szybciej", "Naganka równaj!", "Naganka
stój!" itd.
Zakaz strzału w miot - kolejny sygnał, zawarty w przepisach
łowieckich. Naganka jest za blisko, wolno strzelać wyłącznie poza miot.
Koniec pędzenia, rozładuj broń - trzeci i ostatni sygnał,
umieszczony w ministerialnym rozporządzeniu o zasadach wykonywania polowania.
Oznacza koniec pędzenia i obowiązek rozładowania broni. Myśliwy może opuścić
swoje stanowisko.
Posiłek - ogłasza przerwę w polowaniu, przeznaczoną na
śniadanie-obiad.
Kolejna grupa to sygnały grane na śmierć zwierza. Jest ich
kilkadziesiąt. Praktycznie gra się kilkanaście, odpowiadających kilkunastu
gatunkom zwierzyny. Sygnały te rozbrzmiewają po zakończeniu polowania, przy
ułożonym pokocie. Koncert taki przyjął nazwę "otrąbienie pokotu".
Sygnały z tej grupy informują o wyniku polowania. Jednak przede wszystkim są
wyrazem szacunku dla upolowanej zwierzyny, hołdem oddanym zwierzowi i swoistym
pożegnaniem zwierzyny z jej knieją.
Najpopularniejsze to :
Łoś na rozkładzie - obecnie go nie słychać, bo łoś objęty jest
całorocznym okresem ochronnym.
Jeleń na rozkładzie, Daniel na rozkładzie, Sarna na rozkładzie,
Dzik na rozkładzie, Lis na rozkładzie, Zając na rozkładzie. O ptactwie łownym
na rozkładzie informuje jeden sygnał, wspólny dla wszystkich gatunków ptaków
łownych, Pióro na rozkładzie. Wyjątek wśród pióra stanowi bażant. Złotopióry
klejnot naszych pól ma własny sygnał.
Jeśli w trakcie polowania dokonywana jest uroczystość myśliwskiego
pasowania - sygnalista gra Pasowanie. Ten sam sygnał stanowi muzyczną oprawę
myśliwskiego chrztu. Sygnałem Król polowania honoruje się myśliwego, który
zdobył ten zaszczytny tytuł. Łowy kończy sygnał Koniec polowania. Niekiedy,
właśnie na koniec polowania, grany jest sygnał Halali. Sygnał ten ma stary
rodowód, wywodzący się z czasów polowań konnych. Grano go pierwotnie w
kulminacyjnym momencie polowania. W chwili, w której psy dopadły ściganego
jelenia. Poszczególni myśliwi, rozjeżdżający się do domów, żegnani są sygnałem
"Pożegnanie". Jeśli łowy trwają kilka dni - na spoczynek wzywa sygnał
"Caprzyk". Najbardziej uroczystym sygnałem jest Darz Bór, pełniący
faktycznie rolę myśliwskiego hymnu.
Polska sygnalistyka myśliwska odradza się po kilkuset latach
niebytu. Okres pierwszych lat po II wojnie światowej też nie był dla niej
najszczęśliwszy. Tradycje łowieckie nosiły wówczas piętno wielkopańskich
fanaberii. Obecnie zwiększa się ilość myśliwych, grających sygnały. Nie bez
znaczenia jest dostęp do dobrej klasy instrumentów. Barierą może być jedynie
ich cena. Większość okręgowych komisji tradycji łowieckich organizuje kursy dla
przyszłych sygnalistów. Doskonałe zespoły sygnalistów działają we w technikach
leśnych i na wydziałach leśnych wyższych uczelni. Organizowane są regionalne,
krajowe i międzynarodowe spotkania i konkursy sygnalistów. Sztandarowa impreza
to doroczny konkurs "O róg wojskiego". Ciekawostką jest fakt, że owo
przechodnie trofeum konkursu, doskonała replika starodawnego rogu myśliwskiego,
wykonana istotnie z rogu bawolego, zostało wypożyczone od Polskiego Związku
Łowieckiego przez filmowców, realizujących " Pana Tadeusza" Andrzeja
Wajdy. Filmowy wojski jednak udawał, że gra. Dźwięk "podłożył"
waltornista. Nadal jednak przed polską sygnalistyką łowiecką wiele do
zrobienia. Daleko nam do np. Niemiec.
Wiele sporów budzi to, których sygnałów należy wysłuchać z odkrytą
głową. Ilu myśliwych tyle wersji. Problem ten ilustruje przy okazji ogólnie zły
stan polskiej sygnalistyki łowieckiej. Zdarzają się tragikomiczne sytuacje np.
myśliwi zdejmują kapelusze, bo sygnalista gra ... śniadanie ! Bezwzględnie
odkrytej głowy wymagają wszystkie sygnały otrąbienia pokotu i sygnał "Darz
Bór".
Trudno wymagać od każdego myśliwego, by grał sygnały łowieckie.
Jednak każdy myśliwy, zaopatrzony przez naturę w słuch muzyczny, powinien
sygnały rozpoznawać. Sklepy myśliwskie oferują kasety i płyty z sygnałami,
zarejestrowanymi przez doskonałych, zawodowych muzyków. Kulturalny uczestnik
polowania, myśliwy szanujący tradycje, powinien się z nimi osłuchać i -
przynajmniej podstawowe - zapamiętać.
Złomowanie kniei
Złomy informacyjne, nazywane też odłomami informacyjnymi, to
system umownych znaków, jakie pozostawia myśliwy, lub przewodnik psa, w trakcie
poszukiwania postrzałka, czyli rannej zwierzyny. W praktyce - są to małe
gałęzie, ułożone na ziemi, lub wbite w ziemię. Układanie znaków informacyjnych
na trasie ucieczki postrzałka, zwane złomowaniem kniei, oznacza drogę uchodzenia
rannego zwierza i zwiększa szanse na jego podniesienie, czyli odszukanie.
Zdarza się, że poszukiwania z jakichś powodów trzeba przerwać - np. zmierzch,
konieczność zorganizowania pomocników poszukiwań, wyjazd po psa itp. Po
wznowieniu poszukiwań dochodzenie postrzałka rozpoczynamy, dzięki odpowiedniemu
oznakowaniu trasy, dokładnie w miejscu, w którym je przerwaliśmy. Złomowanie
kniei zmniejsza przy tym trudności poszukiwawcze, wynikające z zamazania śladów
i tropów przez deszcz czy rosę.
Na odłomy informacyjne najlepiej nadają się gałązki świerkowe.
Jeśli świerk nie rośnie w pobliżu można użyć gałązek innego drzewa. Zasadą
jednak jest to, by na całej trasie uchodzenia postrzałka znaki układane były z
gałęzi tego samego gatunku drzewa. Gałązki, których użyjemy do złomowania
kniei, należy na krótkim odcinku okorować, by odróżnić je w ten sposób od
innych np. przypadkowo nawianych przez wiatr.
Pierwszy znak to złom stanowiskowy. Tworzy go gałąź o długości
50-70 cm, okrzesana do ok. 1/3 swej długości od dołu z bocznych gałązek,
pionowo wpita w ziemię w miejscu, w którym stał myśliwy w chwili oddania
strzału. Jeśli strzał padł z ambony - znak wbija się tuż przy ambonie.
Kolejny znak to tzw. złom kierunkowy. Jest to gałązka o długości
ok. 30 cm. Układamy ją płasko na ziemi tuż przy złomie stanowiskowym. Czubek
złomu kierunkowego, jak strzałka drogowskazu, wskazuje kierunek, w którym jest
zestrzał, czyli miejsce, gdzie stał zwierz w chwili przyjęcia kuli.
Następny znak to złom zestrzałowy. Umieszczamy go w miejscu, w
którym stał zwierz w chwili strzału. Jest on bardzo podobny do złomu
stanowiskowego. Tworzy go wbita w ziemię gałąź. Jest jednak nieco krótszy -
mierzy ok. 30-40 cm. Złom zestrzałowy jest też na długości krótszej, niż
stanowiskowy, okrzesany od dołu z bocznych gałązek.
Tuż przy złomie zestrzałowym kładziemy na ziemi złom główny.
Tworzy go gałązka o długości ok. 30. cm. Czubek złomu głównego, jak drogowskaz,
pokazuje kierunek ucieczki zwierza po przyjęciu kuli z miejsca, w którym stała
zwierzyna w chwili strzału.
Następne znaki to tzw. złomy przewodnie. To "szeregowe
drogowskazy", układane na całej trasie uchodzenia zwierza. Kładziemy je
płasko na ziemi. Są bardzo podobne do złomu kierunkowego i głównego, ale nieco
mniejsze. Muszą odwzorowywać trasę przemieszczania się postrzałka. Do ich
położenia skłaniać powinien ślad farby, tropy, zmiana kierunku tropienia,
dokonana przez psa itp. Czubek złomów przewodnich musi wskazywać kierunek
ucieczki postrzałka.
Na całej trasie dochodzenia rannej sztuki - począwszy od zestrzału
- możemy napotkać ślady farby, ścinkę, odłamki kości itp. Na tych - jakże
ważnych w tropieniu - śladach , by były później dostrzeżone i by uchronić je
przed zatarciem, kładziemy złomy postrzałowe. Przypominają złomy przewodnie,
ale są od nich mniejsze. Poza tym, by dodatkowo odróżnić je od przewodnich,
gałązki, pełniące rolę złomów postrzałowych, kładziemy wewnętrzną stroną do
ziemi - w odróżnieniu od pozostałych złomów, leżących na ziemi, układanych
stroną wewnętrzną do góry. Jeśli decydujemy się na osłonięcie jakiegoś ważnego
śladu złomem postrzałowym - można dodatkowo wyróżnić to miejsce ułożeniem tuż
obok złomu przewodniego.
Jeśli w trakcie dochodzenia postrzałka myśliwy uzna, że nie
potrafi dalej określić trasy, ani nawet kierunku, ucieczki rannego zwierza -
układa na ziemi złom negatywny. Trzeba go położyć w ostatnim punkcie świadomego
poszukiwania, czyli np. przy ostatniej farbie, lub innym ostatnim wiarygodnym
śladzie przejścia zwierzyny. Złom negatywny tworzą trzy krzyżujące się gałęzie.
Jedna, najdłuższa, wskazuje czubkiem przypuszczalny, domniemany kierunek
ucieczki zwierza. Na niej, pod kątek prostym, kładzie się dwie krótsze. Krótsze
układamy na dłuższej w ten sposób, by czubek jednej skierowany był w prawo,
drugiej w lewo.
Może się zdarzyć w czasie dochodzenia postrzałka, że gęsty
podszyt, lub inne niesprzyjające warunki terenowe, powodują, iż złomy, układane
na ziemi, są trudne do dostrzeżenia po wznowieniu poszukiwania rannej sztuki.
Wówczas potrzebny jest tzw. złom ostrzegawczy, zwany też złomem orientacyjnym.
Jest to długa i cienka witka, prawie w całości okrzesana z gałązek bocznych.
Pozostawiamy na niej praktycznie tylko gałązki samego wierzchołka. Uzyskany w
ten sposób długi i giętki patyk, z fragmentem gałązek na czubku, zwijamy w
pałąk. Pałąk zawieszamy na drzewie, lub krzaku, starając się, by wisiał na
wysokości oczu człowieka, czyli ok. 170 cm nad ziemią. Zasadą jest to, by złom
ostrzegawczy wieszać idealnie nad złomami, leżącymi na ziemi, np. przewodnimi,
lub postrzałowymi, albo też możliwie blisko miejsc, na których złomy te leżą.
Pozwoli to szybko odszukać znaki trudne do dostrzeżenia na ziemi.
Złomowanie kniei to bardzo stary myśliwski system znaków umownych.
Dziś rzadko stosowany. Część współczesnych myśliwych znaczy trasę uchodzenia
postrzałka kawałkami papierowych chusteczek, papierem toaletowym itp. Zaśmieca
to knieję i nie jest świadectwem ani łowieckiej wiedzy, ani szacunku dla
tradycji.
Trofea myśliwskie
Kult trofeów myśliwskich to zjawisko bardzo stare. Myśliwi w
pradziejach przypisywali trofeom rolę mistyczną. Do dziś ta miara postrzegania
niejadalnych zdobyczy łowieckich, ale świadczących o potędze i pięknie zwierza,
zachowała się w kulturach pierwotnych - u niektórych plemion Indian
południowoamerykańskich. U naszych przodków urożenie tura, czy naszyjnik z
niedźwiedzich pazurów, miały bronić ich zdobywcę przed niebezpieczeństwami,
oddając mu jak gdyby część odwagi i siły pokonanego zwierza. Chroniły także pierwotnego
łowcę przed atakiem innych przedstawicieli tego gatunku. Z czasem wygasła rola
trofeum jako obiektu o mocy nadprzyrodzonej. Pozostała natomiast jego kolejna
funkcja- świadectwo myśliwskiej sprawności zdobywcy trofeum. Zdobycie rogów
tura, kłów i pazurów niedźwiedzia, czy oręża wyjątkowo grubego dzika doskonale
potwierdzało odwagę, sprawność i myśliwskie umiejętności łowcy. W epoce broni
palnej, w okresie, gdy polowanie było już zajęciem mniej niebezpiecznym,
trofeum było jedynie pamiątką łowieckich przeżyć oraz świadczyło o jakości
zwierzyny w danym regionie. Wraz z rozwojem nauk przyrodniczych trofeum zaczęło
spełniać kolejne zadanie : stało się obiektem badań, których wyniki - wraz z
innymi danymi - oferują w miarę dokładne informacje o konkretnym osobniku, zaś
w szerszym zakresie o konkretnej populacji.
Współcześnie trofeum - w zależności od wrażliwości łowcy - może
pełnić wszystkie wymienione funkcje. Na pewno jest odzwierciedleniem jakości
zwierzyny, zamieszkującej teren, z jakiego pochodzi, ale przede wszystkim jest
trofeum, jak o nim pięknie napisano, ...uroczym, czarodziejskim przedmiotem,
najdroższym sercu myśliwego wywoływaczem wspomnień.
Sprawy urzędowe, tak je określmy, związane z trofeami myśliwskimi,
czyli obowiązek ich poprawnej preparacji, wyceny, oceny, wystawiania itp.
określają precyzyjnie odrębne przepisy łowieckie. Emocjonalny, duchowy stosunek
myśliwego do jego trofeów jest sprawą indywidualną, nie objętą przepisami. Być
może dlatego świadczy o faktycznym postrzeganiu łowiectwa, zwierzyny, przyrody
i naszej roli w przyrodzie.
Nie można nikomu narzucić, co w sferze tak delikatnej uznać należy
za dobre, co za niepotrzebne, a co naganne. To sprawy bardzo osobiste, wręcz
intymne. Nie ma przepisów prawnych, zabraniających przechowywania medalowych
byków w piwnicy, czy garażu. Nie ma też regulacji nie pozwalających na
kolekcjonowanie skór każdego strzelonego warchlaka. Przyjęte jednak jest, iż
każde trofeum samca zwierzyny grubej powinno być wyeksponowane. Jeśli nie ma
już miejsca w naszym domu - to w siedzibie koła łowieckiego, u tolerujących
łowiectwo znajomych, czy choćby w szkolnym gabinecie przyrodniczym. Życie,
wyrwane z kniei, wymaga, by je uhonorować. W dobrym tonie leży, by każde
trofeum było opisane choćby najprostszą inskrypcją : data, łowisko. Są myśliwi,
którzy doskonale pamiętają gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach strzelili
każdego ze swoich np. 200. kozłów. Jednak mała, mosiężna tabliczka, a bywają i
srebrne, to oznaka zwiększonego szacunku dla trofeum. Z czasem okaże się, że i
pamięć bywa zawodna ...
To zupełnie naturalne, że bardziej kochamy medalowy oręż dziczy,
niż malutkiego sarniego szpicaka. Równie naturalne jest to, że więcej miejsca w
sercu myśliwego zajmuje letnia skóra lichego przelatka, niż kolejne, zupełnie
niezłe dzicze szable i fajki, skoro ów przelatek to nasz pierwszy w życiu
prawdziwy dzik ! Nie ma tu oficjalnego porządku, urzędowej gradacji. Jednak
absolutnie każde trofeum wymaga naszego szacunku, okazanego przez właściwe
wyeksponowanie, bo każde trofeum jest pogłosem myśliwskiego święta, w którym
najważniejszą rolę odegrała zwierzyna. Jeśli ktoś nie szanuje trofeów - nie
szanuje zwierzyny.
Na przestrzeni dziejów i w zależności od lokalnych tradycji różne
zdobycze stanowiły trofeum konkretnego gatunku. Bardzo ogólnie można przyjąć,
iż trofeum podstawowych gatunków zwierzyny to :
Żubr - urożenie, skóra, medalion
Łoś - łopaty lub badyle, skóra, medalion
Jeleń - wieniec, grandle, skóra, medalion
Daniel - łopaty, skóra, medalion
Sarna - parostki, skóra, medalion oraz sporadycznie, unikatowo grandle
Dzik - oręż, skóra, medalion, pęczek piór z chybu
Muflon - ślimy, skóra, medalion
Wilk i ryś - skóra i czaszka
Borsuk i lis - futro, czaszka, kęsy, pęczki włosów czuciowych
Kuna, tchórz, jenot, norka - futro
Głuszec - medalion z wachlarzem, cały wypchany ptak, gastrolity
Cietrzew - medalion z lirą, cały wypchany ptak, gastrolity
Bażant - medalion z ogonem, cały wypchany ptak
Kaczki - piórka kaczora, cały wypchany ptak
Słonka - ostrolotki i bródka, cały wypchany ptak
Bekasy, bataliony - cały wypchany ptak
Niektóre trofea, np. grandle, kęsy, pęczki piór z chybu, są
surowcem do wyrobu myśliwskiej biżuterii i ozdób, przypinanych do kapeluszy.
Biżuterii to nie dotyczy, ale myśliwy, który nie chce się stroić w cudze
piórka, do kapelusza przypina ozdoby wykonane wyłącznie z trofeów przez siebie
zdobytych.
Osobną kwestią jest rynek trofeów. Sprezentowanie komuś
myśliwskiego trofeum nie budzi negatywnych emocji. Przeciwnie, trudno oczekiwać
od myśliwego cenniejszego daru, niż jego własne trofeum. Jednak kupczenie
trofeami, pomijając sytuację, gdy sprzedający jest w skrajnej nędzy, to
proceder moralnie naganny. To przeliczanie na złotówki niewymiernych rozkoszy
łowiectwa i wyzbywanie się własnych wspomnień. Nie przystoi również myśliwemu
kupowanie trofeów. Niestety, coraz częściej łowieccy nowicjusze-nuworysze, wraz
z pierwszą paczką naboi, kupują sobie bogate kolekcje trofeów do nowo otwartych
"myśliwskich" gabinetów. Łowieckiego miru, kariery myśliwskiej - a
tych wyznacznikiem są również trofea - kupić się nie da. Piękne kobiety uwodzi
się i zdobywa - ale można też je kupić w agencjach towarzyskich ...
Język łowiecki
Myśliwi, jak większość grup wykonujących jakieś ściśle określone
zajęcie - w tym przypadku polowanie - posługują się własną mową. Z naukowego
punktu widzenia nie jest język, lecz raczej gwara środowiskowa.
Jakie były jej początki ? Można przypuszczać, że tysiące lat temu,
kiedy polowanie było zwyczajną, powszechną i ogólnie dostępną częścią życia,
język łowiecki jako taki nie istniał. Do opisania łowów prawdopodobnie używano
słów i zwrotów języka powszechnego. Gwara łowiecka zaczyna się wyodrębniać z
językowej powszechności wraz ze zmniejszaniem się użytkowej roli polowania w
życiu człowieka. Początek języka łowieckiego to chwila, w której zanika
znaczenie polowania jako sposobu na zdobycia mięsa i skór, zaś łowy zaczynają
jawić się jako pasja, czy rozrywka. Przyczynkiem wytworzenia się gwary
łowieckiej było też z pewnością pojawienie się, w pewnym momencie rozwoju
człowieka, łowiectwa jako konkretnej profesji. Im bardziej polowanie wychodziło
z kręgu zajęć powszechnych, ogólnie dostępnych, im bardziej stawało się
elitarne - tym wyraźniej rysowały się zręby środowiskowej gwary myśliwych.
Realizowano w tym dwie główne potrzeby : chęć zachowania tylko dla
wtajemniczonych pewnych terminów i znaczeń, zasada, by język ten celowo nie był
zrozumiały dla niemyśliwych, oraz - w późniejszym okresie tworzenia się języka
łowieckiego - chęć wyróżnienia się spośród innych grup, potrzeba posiadania
oryginalnych atrybutów przynależności do konkretnej grupy środowiskowej, z
czasem - tradycja.
Na naszych ziemiach już pod koniec średniowiecza można mówić o
wytworzeniu się specjalistycznej gwary środowiskowej, popularnie nazywanej dziś
językiem łowieckim.
Język łowiecki jest stary, jak łowiectwo. Znajdujemy w nim wiele
terminów z czasów prasłowiańskich, elementy staropolszczyzny. Słowa i zwroty,
które - prócz języka łowieckiego - wyszukać dziś można w regionalnych gwarach
ludowych. Mnóstwo w nim zapożyczeń z języków sąsiednich, głównie germanizmów i
rusycyzmów. Są nawet słowa tureckie ! Na przestrzeni wieków język łowiecki
ciągle się zmienia. Odnotowuje w swej terminologii nowe metody polowań, nowe
rodzaje broni itp. Część określeń umiera, wraz z sytuacjami, dla opisania
których powołano je do życia. Zatem jest to język żywy, czyli aktywnie
reagujący na zmieniającą się rzeczywistość, przyswajający nowe słowa,
zezwalający innym, już niepotrzebnym, na naturalną śmierć. Przykład ?
Najprawdopodobniej zniknie z języka łowieckiego termin "urożenie",
czyli rogi tura i żubra. Powód jest oczywisty: tury wyginęły przed wiekami, zaś
żubry już nie są i chyba już nie będą gatunkiem łownym. Natomiast weszło do
gwary łowieckiej słowo "goreteksy", czyli odzież myśliwska, wykonana
z odpornej na wodę i wiatr tkaniny, przy produkcji której zastosowano wręcz
kosmiczne technologie.
Język łowiecki od czasów najdawniejszych, aż do dziś, towarzyszy
myśliwym. Historyczny walor sprawia, że jest on - wraz z językiem literackim -
kulturowym dobrem narodowym. Z tego powodu wymaga ochrony, czyli tego, by
współcześni myśliwi biegle się nim posługiwali i nie zastępowali tradycyjnych
terminów łowieckich ich odpowiednikami, zaczerpniętymi z języka literackiego.
Współcześnie język łowiecki nie służy już temu, by osoba
niewtajemniczona, niemyśliwy, nie poznała tajemnic łowiectwa. Wzrosła natomiast
jego rola jako elementu rozpoznawczego braci łowieckiej. Gwara konsoliduje myśliwych,
jest ważnym elementem myśliwskiej tradycji i obyczajowości. Nie zmalała przy
tym ani o jotę informacyjna funkcja języka łowieckiego. "Trzeszcze"
to słowo równie precyzyjne, ale brzmiące krócej, niż "oczy zająca".
Po co łamać sobie język i tracić czas na "świeży opad śniegu", gdy
wystarczy krótkie, myśliwskie "ponowa" ?
Przy posługiwaniu się językiem łowieckim spory budzi niekiedy to,
czy ma to być polski język łowiecki, czy, po prostu, język łowiecki.
Zilustrujmy problem przykładem : co jest poprawne, "trójlufka", czy
germanizm "dryling" ? Z pewnością niemiecki dryling trwalej i
powszechniej zaistniał w polskiej terminologii łowieckiej, niż jego polski
odpowiednik. Z drugiej jednak strony poprawniejszy będzie polski "przesmyk"
od niemieckiego "weksla". O wszystkim decydować powinna zasada
powszechności użycia i, po części, historycznego pierwszeństwa.
Należy poznawać język łowiecki i bez skrępowania posługiwać się
nim w towarzystwie myśliwych. Nawet jeśli bylibyśmy jedynymi, którzy swobodnie
w tym języku mówią. To pokłon w stronę naszych myśliwskich przodków, naszych
tradycji łowieckich. To oznaka wiedzy łowieckiej i demonstracja dobrowolnej
przynależności do polującej części społeczeństwa. Rynek księgarski oferuje
przynajmniej kilka - lepszych i gorszych - słowników gwary myśliwskiej. Po
prostu nie wypada, jest w złym tonie, by myśliwy nie znał języka łowieckiego.
Zabobony i przesądy myśliwskie
Zabobony, przesądy i łowieckie wróżby to obszerna część
myśliwskiej obyczajowości. Omówienie wszystkich, wyjaśnienie przyczyn i
dowiedzenie skutków, czy choćby wymienienie ich z nazwy przekracza ramy tej
broszury. Oto kilka elementarnych prawd łowieckich, które przyjąć trzeba jak
dogmat.
Myśliwy nie poluje w Boże Narodzenie i Niedzielę Wielkanocną. W
dniu polowania z łóżka wstać należy prawą nogą. Założenie myśliwskiej odzieży
na lewą stronę to fatalna wróżba na resztę dnia. Jeśli na schodach dobrze
wychowany sąsiad, absolutnie w dobrej wierze, powinszuje łowcy "Udanych
łowów", czy "Dobrego polowanka" - od razu można wracać do łóżka.
To chyba najgorsza wróżba. Myśliwemu życzy się by mu Bór darzył. Próg domu
przekraczać należy prawą nogą. Jeśli szczęśliwie wydostaniemy się jednak na
ulicę to nie wolno odwracać głowy i spoglądać w stronę domu, choćby żona w
oknie machała nam chusteczką. Jeśli myśliwy, wychodząc na łowy, czegoś zapomni
- nieważne, czy będzie to drugie śniadanie, czy strzelba - nie wolno wracać.
Bardziej się opłaci pożyczenie broni od któregoś z nie polujących tego dnia
kolegów. Napotkanie w drodze do łowiska starej kobiety, lub - co gorsza -
zakonnicy wróży jak najgorzej. Podobnie widok pustych naczyń na wodę - wiader,
konewek itp. I przeciwnie, młoda panna z wiadrem pełnym wody to zapowiedź
sukcesu ( Podobno na trasie przejazdu znamienitego myśliwego, prezydenta
Mościckiego, z Warszawy do Białowieży ustawiano młode włościanki z pełnymi
wiadrami. Za troskę o myśliwskie szczęście Głowy Państwa każda otrzymywała
drobną kwotę z państwowej kasy). Dobrze jest, w dniu rozpoczęcia sezonu, puścić
bez strzału pierwszego zwierza danego gatunku. Pomyślną wróżbę wzmacnia
dodatkowo uchylenie kapelusza na widok np. pierwszego w sezonie szaraka.
Wiele można wyczytać z zachowania myśliwskiego psa. Trzeba pilnie
obserwować, jak zwierz robi kupkę. Jeśli ogonem w stronę myśliwego, czyli
"na torbę" - szanse rosną. Jednak gdy rzecz się dzieje "twarzą w
twarz", czyli "na puste pole", korzystniej będzie spróbować
szczęścia w Lotto.
Jeśli, mimo takich niebezpieczeństw fart nas nie opuści i
strzelimy grubego zwierza - do patroszenia nie wolno zawijać rękawów koszuli.
To odróżnia myśliwego od rzeźnika, z całym szacunkiem dla tej pożytecznej
profesji, oraz zapowiada niedaleki kolejny sukces. Z czasem troska o
niepowalanie farbą odzieży sprawi, że patroszyć będziemy perfekcyjnie nawet w
zimowej kurcie. Ale, przyznać to trzeba otwarcie, na początku hołdowanie temu
zwyczajowi wywołuje protest naszych kobiet.
Skoro o kobietach. Mają duży wpływ na pomyślność łowów. Czasem
zbawienny, a czasem odwrotnie... Nie wolno, i to pod żadnym pozorem, pozwalać
na to, by kobieta dotknęła naszej broni. Dowiedziono przy tym złych skutków
bliskości kobiecej garderoby w pobliżu strzelby, czy sztucera. Niedbale rzucona
część niewieściego odzienia, nawet najdelikatniejsza, gdy upadnie w pobliżu
równie niedbale pozostawionej strzelby - a życie zna takie przypadki - może
broń zauroczyć. Odczynienie strzelby to proces trudny i długotrwały.
Obszerniejszego omówienia wymaga zwyczaj chwytania damskiego
kolana przed wyruszeniem na łowy. A to dlatego, że jest to zwyczaj bardzo
powszechny, zaś jego korzenie mało znane. Tkwią one w pradziejach. W czasach,
gdy polowanie na grubego zwierza było zajęciem śmiertelnie niebezpiecznym.
Pradawni łowcy do takiej wyprawy przygotowywali się bardzo starannie. By
rankiem być w jak najlepszej formie noc spędzali wstrzemięźliwie. Bez kobiet. Z
drugiej jednak strony, by podnieść poziom adrenaliny, niezbędnej na
niebezpiecznych łowach, a przy tym ciągle mieć w pamięci rozkosze, jakie
czekają gdy polowanie uda się przeżyć - myśliwski przodek przed wyjściem na
łowy swoje kobiety oglądał, a nawet je dotykał. Strategia ta przetrwała do
naszych czasów w formie pogłaskania damskiego kolanka przed wyruszeniem na łów.
Ze zwyczajem tym wiąże się zasada "Im grubszy zwierz, tym
wyżej bierz". Chodzi o to, że - w zależności od gatunku zwierzyny, na
który chce się zapolować, a precyzyjnie w zależności od tego, jak srogie
niebezpieczeństwo ów zwierz może sprowadzić na myśliwego - damę chwytać trzeba,
w myśl przytoczonej zasady, za właściwą część ciała. I tak : na przepiórki i
kuropatwy wystarczył mały palec. Zając wymagał już całej stopy. Gdy myśliwy
szedł na lisa - chwytał za kolano. Jeleń, a tym bardziej łoś, domagał się
dotknięcia uda. O przygotowaniach do polowania na żubry, tury i niedźwiedzie
stare podręczniki łowiectwa wstydliwie milczą ...